Letni sezon 2017 z pewnością należy do falban, kraty vichy oraz pasków, szczególnie tych w biało – niebieskiej kolorystyce i prezentowanych na dosłownie wszelkich możliwych częściach garderoby. Nie wiem, czy jesteście na bieżąco z tym, co dzieje się w trendach czy obserwujecie topowe blogerki i oferty sieciówek, ale na tyle, na ile ja w tym wszystkich siedzę, mogę powiedzieć, że w tym sezonie jest szczególny wysyp powyżej wspomnianych motywów.
Często zarzuca się, że połączenie wielu trendów w jednej stylizacji prowadzi do przestylizowania. I ja tego nie neguję. Mam wrażenie, że dzieje się tak w dwóch przypadkach. Pierwszym jest sytuacja, kiedy ktoś do końca nie czuje danego tematu – łączenie stylów/kolorów/wzorów, albo co gorsza – wszystkiego, co przed chwilą wymieniłam nie jest mocną stroną danej osoby, przez co powstają takie zestawienia. Jest to jednak, mam wrażenie, w jakimś stopniu nieświadome posunięcie, gdyż zauważalne są chęci do eksperymentowania, ale brak smykałki sprawia, że nie do końca te zestawy wyglądają spójnie i modnie. Drugim przypadkiem są osoby, które są tak zakręcone na punkcie mody, że ich stylizacje to multiplikacja trendów, bez względu na to, czy dany hit do kogoś pasuje. I tu mam wrażenie, że te osoby robią to świadomie, bo prezentacja obycia w trendach jest priorytetem przedstawianych stylizacji, a sprawą podrzędną staje się efekt końcowy, który niestety, czasem nie przypomina tego oczekiwanego, np. przez fakt, że ktoś ma kompletnie nieodpowiednią sylwetkę do danego zestawienia (skrajny przykład dla zobrazowania: jeansowe kuloty u niskich i pełniejszych osób). Dlaczego tutaj uważam, że te osoby dokonują tego świadomie? Bo bardzo często widać po zestawieniach, że mają charakter, sens i są spójne, a jedynym zarzutem jest to, jak prezentują się na osobie. To są przypadki, które widuję na ulicy, widuję w sieci i choć w obu przypadkach zauważalne są chęci, to również w obu przypadkach brakuje obiektywnego spojrzenia na to, co ktoś prezentuje.
Sama staram się łączyć trendy ze smakiem. Jeśli czuję, że któryś do mnie nie pasuje, nawet nie kupuję rzeczy w danym stylu. Wiem, że trendy to jedno i bycie na czasie w tej branży jest ważne, ale ważne jest również bycie sobą i poczucie, że w danej stylizacji czuję się komfortowo. I nie chodzi tu już o komfort związany z fizycznym noszeniem danych ubrań, ale chodzi też o ten psychiczny. Że jestem w stanie iść po mieście z podniesioną głową, co świadczy o zadowoleniu z własnego wyglądu, niżeli głową spuszczoną w dół, by nikt mi tylko nie spojrzał w oczy, bo czuję, że coś w moim zestawieniu do końca nie gra.
Zauważyłam też, że gdy przychodzę do Was z wpisami, nawiązujący już samym tytułem do trendów, stylizacje, które na sobie prezentuję przedstawiają niejeden trend a właśnie kilka (stąd takie moje długie wprowadzenie). To nie jest zabieg, który stosuję specjalnie. Nie podchodzę do tego tak, że „o, dziś idę na zdjęcia, to chcę pokazać taki trend z takim i może dodam jeszcze coś modnego, aby już w ogóle było totalne szaleństwo„. Skądże! Te stylizacje są tworem wyobraźni. Patrzę chociażby na spódnicę i myślę, co mi do niej pasuje, aby ciekawie wyglądała całość, w której będę czuła się swobodnie i którą z chęcią Wam przedstawię, bo czasem – nie będę ukrywać, mam tak proste zestawy, że nie ma się czym „chwalić”. Dopiero gdy siadam do komputera i myślę, co Wam tym razem przekazać, dopatruję się połączeń różnych hitów sezonu w jednym zestawieniu. To wychodzi ze mnie naturalne, te wszelkie miksy, które tutaj publikuję. I jak widać, na moje oko i mam nadzieję, ze również Wasze, mimo różnorodności można uzyskać spójność. Czasem się zastanawiam, czy to niektóre trendy się tak przyciągają, że zgranie ze sobą wyglądają, czy w tych czasach po prostu jest już ich tyle, że ciężko uniknąć kombinacji którychkolwiek trendów w codziennych stylizacjach.
Myślę, że nie raz dowiodłam Wam, że łączenie wzorów, kolorów czy styli to moja mocna strona, strona, w której czuje się dobra, dlatego też mogę ją tak określać. Stylizacja z tego wpisu jest na to kolejnym dowodem. Wszystkie elementy, poza drobnymi dodatkami, są łupami wyprzedażowymi. Koszula w biało – błękitne paski chodziła mi po głowie od dawna. Cieszę się, że udało mi się dorwać rozmiar 42, bo dzięki temu jest luźna, a taki krój uwielbiam najbardziej. Spódnica jest zdobyczą, która została zakupiona w Gdańsku, gdy Ola niezbyt dokładnie przemyślała, co zabrać ze sobą na wyjazd. Skusiła mnie zarówno krata, jak i falbana (w tym sezonie falbany się nieodłącznym elementem ubrań w kratę vichy). Dodatkowo lekkie wcięcie z przodu optycznie wyszczupla moje nogi, za co ta spódnica ma dodatkowy ogromny plus. Pod spódnicę dobrałam klapki, które dla mnie są totalnym hitem. I pora na torebkę, która tak naprawdę jest małym spełnieniem marzeń, mimo że to produkt Mango. Bambusowe rączki podobają mi się od kiedy zostałam kilka lat temu torebkę Prady w jednej ze stylizacji Kayture. Od tamtej pory wiedziałam, że w końcu w mojej kolekcji musi pojawić się torebka z takim wykończeniem. Teraz bambusowe rączki królują w torebkach Gucci, na których zakup jeszcze muszę poczekać, ale kto wie, może nagle wygram milion albo stanę się bardziej sławna 😀 Chwilowo mam nadzieję, że ta torebka – o charakterze siatki (siatki też w modzie!), posłuży mi dobrych kilka sezonów (oby!). A reszta to już delikatne dodatki, dzięki którym ten zestaw wydaje się być precyzyjnie dopełniony. Podsumowując całość: nic dodać, nic ująć 🙂
koszula, spódnica H&M | torebka Mango | klapki Stradivarius | pierścionki Pandora | zegarek Lord – na hasło „OLA10” dostanie 10% zniżki na oficjalnej stronie marki
Hello, after reading this awesome post i am also delighted to share my
know-how here with mates.